wtorek, 6 stycznia 2015

Polskie święta są ekstra, poważnie. Dziś jest Trzech Króli, a ja już bawię się po pachy, jak to tam mówią. Jeden z pięciu sklepów w okolicy jest otwarty, więc nawet mi w sumie łatwiej wybrać. Myślę sobie "cholibka, gdzie kupić dziś papierosy? Papier, kamień, no-ży... a nie, przecież tylko jeden otwarty". Niesamowite jak bóg ułatwia mi dziś sprawę. Poza tym od razu jakoś tak żywiej i radośniej, wszędzie ludzie obrani w ciemne kolory idący z tymi swoimi posępnymi minami, które ledwo co powyjmowali z czeluści własnych dup.

Ale dobra, serio, na poważnie, totalnie konstruktywnie: naprawdę każde nasze święto musi być takim jednym, wielkim, narodowym smętem? Musimy być smutni chyba, bo w sumie jakiś trzech króli rzekomo dało komuś prezenty i w ogóle, ale tak właściwie to i tak Jezus umarł, więc może powinniśmy być jednak smutni?


To kurwa święto. Naprawdę nie można się uśmiechnąć jak już jest co celebrowac? Później wielkie zdziwko, że nazywa się nas gburami i cebulakami, bo każde święto odklepujemy zbędną i udawaną zadumą, a jedyne co nam się jako narodowi szczerze podoba to pasterka, bo można wlać w siebie wódkę (tak jak każdego innego dnia)

W Stanach jest Święto Dziękczynienia, coś tam jakiegoś Patryka - ten dzień podczas którego wszyscy ubierają się na zielono i piją ciemne piwo, robią ogródkowe grille, piją sobie, rozmawiają sobie i ogólnie się cieszą, uśmiechają i jest całkiem w porządalu, o samym Halloween nie wspomnę już nawet. Poważnie tak nie możemy?
nie.
Trzech Króli
Wszystkich Świętych
Wniebowzięcie Maryi Panny
W szczytach dobroduszności kościoła katolickiego możemy sobie raz do roku pomalować jajko.

10/10

piątek, 2 stycznia 2015

Mój zespół jest tak fajny, że napiszę o nim posta na blogu, a na samym starcie, bo już w nagłówku, poinformuję o tym, że mój zespół jest tak fajny, że aż poinformuję o tym w nagłówku.


Zrobimy z tego postu taki tutorial dla ludzi, którzy chcieliby założyć własny zespół i profesjonalnie, albo hobbystycznie pójść w kierunku muzyki

Zastanawiałeś się kiedyś, drogi czytelniku, jak to jest jednocześnie posiadać plantacje trzciny cukrowej i numer do Charliego Sheena? Ja też nie, ale to dobrze, ponieważ nie ma to żadnego związku z tym o czym napiszę.
                                                        No, może poza Charliem Sheenem


Wyobraź sobie; wchodzisz na scenę i widzisz ludzi, po czym myślisz sobie "ojej, na kogóż to oni mogą czekać? Może też poczekam!", a wtedy uświadamiasz sobie, że jesteś super i że jednak nie musisz czekać, tylko możesz kazać innym własnie to zrobić.


Oczywiście to nie tak, że zakładasz sobie zespół, nagrywasz dwa razy swoją piękną buźkę, wrzucasz ją na youtube'a i od razu wychodzisz na scenę dla 100+ osób. Music Industry to cholernie pokomplikowana sprawa i mimo tego, że mój zespół jest taką rybką, której raczej jeszcze nie wyłowisz, ponieważ pływa sobie dużo niżej niż jakże popularny Lidlowy świąteczny karp to mogę śmiało coś o tym napisać, jako internetowy reprezentant (żeby nie skłamać) raczej najpopularniejszego local bandu zajmującego się muzyką powszechnie znaną jako "muzyka core'owa

Zaznaczam: LOCAL bandu, mającego swoje niewidzialne filie we właściwie większości miejsc w kraju (z lojalnymi, aczkolwiek nie najbardziej licznymi pracownkami)

Trzeba wziąć poprawkę na wszystko.
Na target do którego będziesz chciał dotrzeć.
Na image zespołu, przy czym zdecycowanie polecam tą opcję, która nie wymaga udawania i kreowania go na siłę. To po jakimś czasie wychodzi po prostu sztucznie. Nie ma co robić z siebie największego imprezowicza we wsi odpadając po dwóch Reddsach, tak jak i nie ma co robić z siebie Band Of Brothers znając członków zespołu z kilku imprez i pijanego stwierdzenia "załżżżżm zesppł"

Ludzie zajmujący się muzyką powszechnie znaną jako metal muszą liczyć się z tym, że tak czy siak zapewne wyprze ich fala mniej ambitnej muzyki pokroju Dawida "Garnier" K. ponieważ to się po prostu sprzedaje. Target to 9-13 lat może (w porywach), a takich w internecie sporo. Przy okazji właśnie owi użytkownicy robią w necie najwięcej, ponieważ dzień bez dziesięciu postów opisujących robienie porannej kupki raczej jest z góry wykluczony i skazany na niepowiedzenie.

Nie ma co zaczynać od kumania się z wytwórniami i prowadzenia zespołu skrajnie optymistycznymi marzeniami. Zespół, który nie przeszedł przez koncerty dla 10 osób i licznika wyświetleń nieprzekraczającego pięciuset nie ma prawa bytu. Nie ma co się tym zrażać. Marketing szeptany to najlepsza forma promocji. Dziesięć osób, które było na koncercie dzień później powie dwóm-trzem znajomym o tym, że na nim byli. Jeśli pochwalą się tym, że było w porządku, to na kojeny przyjdą właśnie z owymi dwoma-trzema kolegami/koleżankami. Wszystko działa jak tornado, które podczas procesu istnienia i przemieszczania się łapie ze sobą wszystko co ma w swoim zasięgu. Tak samo jest z fanami.

Piszę to nie po to, żeby przeczytali to twórcy zespółów właściwie. To znaczy po to też, ale głównie chodzi o to, żebyście (skoro juz tu jesteście) przybliżyli do swoich umysłów to przez co ja (a więc osoba na której blogu jesteście) musiałem przejść podczas ostatniego... całkiem długiego okresu, żeby móc stanąć na scenie przed stu dwudziestoma osobami bijąc frekwencyjny rekord w większości miesc, w których mieliśmy okazję zagrać (przynajmniej w naszej okolicy)

Kiedyś dokończę ta notkę. Straciłem wenę twórczą kin'of













niedziela, 28 grudnia 2014

samoloty, lotniska, papyrosy




Czółko, wróciłem z Anglii i to jak ludzki nos sprawnie potrafi wyczuwać aromat cebuli jest nieprawdopodobne.

To będzie taki post wysokich lotów, sky is the limit, wow, samoloty, skrzydła, #Ikar_Dedal, przestworza, troposfera, kosmos, wow

Więc, za pozwoleniem (nie mam pojęcia czemu pytam o pozwolenie. Przecież to ja piszę i ja decyduję - nie Wy)

1.  Przylatując do Anglii witają mnie ludzie ubrani w granatowe kamizelki, białe koszule, płaszcze, wypastowane, całkiem ładne dyskontowe buty i ogólnie rzecz biorąc schodząc po schodach pozwalających mi wyjść z samolotu czuję się taki wow, jak biznesmen, osiemnastoletni, nieźle ubrany gość z lekkim zarostem mający jakiś tam cel, jakąś tam misję do wykonania, ale uwaga - nikt nie wie co to za misja, nikt nie wie kim jestem. Ja po prostu wyglądam fajnie, a ludzie się uśmiechają.

Przylatując do Polski (konkretnie na piękne, europejskie i nowoczesne lotnisko w Pyrzowicach (a więc właściwie Katowicach, ale nazwijmy inaczej, żeby miało inną nazwę, bo why not) witają mnie panowie w mundurach z odblaskowym "Służba Celna" dumnie umiejscowionym na plecach. Sympatycznie się patrzy na pistolety, pałki i te wszystkie mundurowe kieszonki, pokojowo 
wysiadając sobie po nużącej i monotonnej podróży w niebie.
Dobra, teraz sprawdzają paszport/dowód. Zabójczy wzrok, wzrok w dół, zabójczy wzrok, wzrok w dół, zabójczy wzrok, wzrok w dół - czynność powtórzyć jeszcze piętnaście razy - powiedział każdy kontroler dokumentów, zawsze, wszędzie, codziennie. Przeciezpo mojej twarzy nie widać, że jestem osobą ze zdjęcia mojej twarzy, nie? To byłoby zbyt proste. Na pewno mam coś na sumieniu.



2. Rzadko bywam w samolotowych toaletach, ale tym razem musiałem za potrzebą. Tak sobie stoję w tym kiblu, patrzę w lustro, nie wiem, gwizdam sobie - cokolwiek i nagle hold on, moment of realisation: stoję i sikam dziesięć tysięcy metrów nad ziemią. ja załatwiam potrzebę fizjologiczną, podczas gdy pod moimi stopami jest dziesięć kilometrów dzielących mnie od ziemi. Technologia komunikacyjna jest w cholerę rzeczą wartą takiego banalnego rozkminienia. Kiedyś parowóz hałasował, jechał wolno, trząsł, trzeba było węgla dorzucać, a dzisiaj sikałem sobie w niebie, pogwizdując spokojnie podczas patrzenia w swoje odbicie w lustrze. Damn.


3. Już nie mówcie tak o tym sylwestrze, jakby to była jakaś wylątkowo przyjemna okazja. I tak 3/4 z Was skończy go o 23 śpiąc w swoich wymiocinach.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Święta


Święta są super. Wszędzie choinki, świecidełka, mikołaje, aniołki, światełka, choinki, mikołaje, aniołki, światełka, świecidełka, choinki, mikołaje, aniołki.

1. Od chuja ludzi uznaje świeta bożego narodzenia jako ceremonię religijną. Tak, ja rozumiem, urodził się Wam Jezus i to właśnie celebrujecie, ale uwaga, uwaga: dla niektórych to po prostu rodzinna tradycja. Serio, żeby zjeść jedzenie i pogadać niekoniecznie trzeba mieć pretekst z postaci Jezusa.

Samo dzielenie się opłatkiem jest, moim zdaniem oczywiście, kompletną tradycyjną bzdurą. To nie tak, że życzysz bliskim dobrze tylko i wyłącznie dzieląc z nim ów opłatek. Powinieneś życzyć mu dobrze stale i niezmiennie podczas całego roku.

Poza tym "zdrowia, szczęścia, pomyślności" - no plis. Serio, tylko na tyle Cie stać?

Swoją drogą święta to moim zdaniem miliardy wąsów w kolejkach w sklepach, BYLE. ŻEBY. KUPIĆ. SZYBCIEJ. LEPIEJ. DOKŁADNIE TO SAMO. W TEJ SAMEJ CENIE. ALE. JAKO. PIERWSZY!

A już w ogóle po temacie gdy gdzieś pisze "-50%" - ten sklep jest już z góry przegrany i nawet nie dasz rady go odwiedzić

ps. programie AdSense - temat mojego bloga to osobiste przemyślenia młodego, niegłupiego człowieka

Młodzi, Młodsi i w ogóle ci jeszcze bardziej młodzi niż młodsi


No więc tak, temat pewien chcę poruszyć, w granicach kultury osobistej oczywiście.
Ja wiem i ja rozumiem, że do stwierdzenia "za moich czasów" upoważniony będę dopiero wtedy, kiedy moje czasy będą czasami znacznie odleglejszymi niż te obecne, no ale bez jaj...
Za moich czasów (czyt. + - a tam, nawet i pięć lat temu) młodzież była kompletnie inna.
Nie chcę się tu wbijać w dziadziorstwo i wywody na temat priorytetów i w ogóle, bo sam miałem z grubsza podobne do tych obecnie "modnych" czy penis wie co.

Po prostu, zacznijmy od tych młodszych lat. Ja, jako, dajmy na to, dziesięciolatek, niekoniecznie musiałem latać po boisku w Force'ach czy tam Air Maxach. Tak, ja wiem, że to dość typowe stwierdzenie dla bólodupców, który wiecznie chcą udowodnić, że oni robili coś lepiej, a ktoś robi coś gorzej. No ale fakt pozostaje faktem - do kopnięcia piłki niepotrzebne są super drogie i modne buty. W sumie to w ogóle nie są potrzebne jakiekolwiek.

Przechodziłem jakiś czas temu obok typowego osiedlowego boiska, na którym siedzieli sobie typowi osiedlowi młodociani piłkarze i chuj, nie grali w piłkę, tylko siedzieli na skraju linii i robili se coś na telefonach. Halo, to boisko. Tu się gra, sport uprawia, kopie, rzuca, biega, cokolwiek, haaaaaalo.

Po za tym strasznie zadziwia mnie to jak cholernie pozmieniało się na przestrzeni ostatnich lat (powiedzmy, że byłem już mega dorosły, bo mamo, mam już czternaście lat - mogę robić co chcę :v). Żeby nie przeczyć i nie przeszkadzać ustawie o wychowaniu w trzeźwości - alkoholu kompletnie nie spożywałem, więc ustalmy, że piłem sok.
Ja pijałem sok ze znajomymi w krzakach, lasach, gdzieś na uboczach i w porywie bycia dorosłym typem z sumą zarostu w postaci dwóch włosów na czubku brody - w jednym, jedynym klubie w Katowicach, który przymykał oko na nieletnią młodzież zakupującą i pijącą sok.

No to teraz dziwi mnie cholernie to, że gdy przechadzam się po ulicy Mariackiej (taka fajna ulica w Katowicach, która składa się w 90 procentach z barów) mogę sobie doliczyć do stu, wytykając palcem pijących (sok) gimnazjalistów. Ba, niektórych z nich znam.

Nie wiem, to teraz jakoś chętniej sprzedają sok? Albo może jest więcej miłych Pań Kierowniczek? 

Kurwa, nie wiem w sumie jaka jest idea tego postu. Po prostu se napisałem, bo se chciałem..
pis

niedziela, 21 grudnia 2014

piątek, 19 grudnia 2014

Religie są śmieszne


Religia to taka zabawna sprawa, która polega na wierzeniu w coś czego się nigdy nie widziało, nigdy nie doświadczyło i nigdy właściwie w pełni nie zrozumiało.

Zacznijmy od tego co nakazuje nam wiara chrześcijańska, czy tam rzymsko-katolicka:


" (...) nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż"

Dzięki religio! Gdyby nie ty, to ni chuja nie wiedziałbym, że zabicie drugiego człowieka jest troszkę nie w porządku

Dobra, celem tego postu, wbrew temu co może się wydawać, nie jest wykrzykiwanie "boga nie ma!" z transparentem o tej samej treści przyczepionej do czoła.

Chciałbym zagłębić się jedynie w to, że jest to najzwyczajniej w świecie głupie i dziwię się, że ślepo wierzący ludzie zostali przez naturę tak okrutnie potraktowani poprzez pomylenie ich inteligencji z możliwościami intelektualnymi planktonu.

W szkole uczą na j. polskim definicji słowa mitologia. 
Mitologia jest zbiorem krótkich historii i przypowieści mającym na celu wytłumaczenie ludziom zjawisk, których nie rozumieją. Tak właśnie było z burzami i piorunami, które rzucał Zeus, ze wschodem i zachodem słońca, któremu pomagał Ra na swoim rydwanie, z Posejdonem, który wywoływał sztormy na morzu i w wielu, wielu innych przypadkach.

No właśnie, więc dlaczego ludzie dalej wyznają wiarę chrześcijańską, islam, hinduizm i te wszystkie pomniejsze wiary? Czyż to nie jest przypadkiem mitologia, tak samo jak cały zbiór greckich, rzymskich, egipskich czy tam nordyckich bogów i bożków?

Chodzi o dokładnie to samo. Ktoś nie rozumiał jak to się stało, że jest świat, więc co wymyślił? A no, że bóg go stworzył, podczepiając pod to symboliczną i ładną opowiastkę z Adamem, Ewą, wężem i drzewkiem w roli głównej. Ludzie wiedzieli czym są drzewka i węże, więc zrozmieli, a zatem 10/10, #god_confirmed

Żeby nie było niedomówień - większość postulatów, dajmy na to, religii katolickiej jest w porządku, serio. Nie rób tego, bo to złe, nie rób tamtego, bo też złe, no i z grubsza wszystko się zgadza bo i to i tamto jest jak najbardziej złe. Po prostu moim zdaniem starszy pan z białą brodą, mieszkający w chmurkach i tworzący Ziemię w siedem dni jakoś niezbyt zaprzyjaźnił się z moim mózgiem i rozsądkiem.

Heh, swoją drogą wiecie, że panowie z Watykanu oszukali dekalog? Kiedyś był inny.
Co, ksiądz nie mówił na lekcjach religii? No zastanówcie się... z którym przykazaniem jest coś nie w porządku? 

9. Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego (sure thing, m8)
10. Ani żadnej rzeczy, która jego jest (sure thing, onions)

primo - pojedynczych zdań się nie punktuje
secundo - oryginalne dziewiąte przykazanie brzmiało mniej więcej tak: "nie będziesz wzbogacał się na imieniu pana boga swego". Pozdro Watykan, pozdro pieniążki, pozdro kościółki, pozdro Maybahu ojca Rydzyka, pozdro Banku Watykański i w ogóle pozdro Wam  bardzo.

p.s.  Analizując stare przekazy i teksty przychodzi moment zaskoczonka, kiedy okazuje się, że chrześcijański bóg, którego wyznajecie jest tym złym, natomiast Lucyfer jest tym dobrym. Serio, pogooglujcie sobie.

Gdzieś tam w biblii (nie, nie z dużej litery, kuhwy) jest o buncie aniołów na czele Lucyfera, który później staje się szatanem i w ogóle jest zły i pali swoich poddanych w kotłach, bo jest taki zły i wszędzie jest ogień, bo jest taki zły.

W rzeczywistości to ktoś to odwrócił (przypadkowo czy tam z premedytacją) i "osoba", którą wyznajecie to w rzeczywistości szatan, a osoba, którą uznajecie za szatana to w rzeczywistości bóg.

p.s. #2 boga nie ma, but no h8 m8

tbc